Ciało choruje, gdy umysł go nie szanuje.

Ciało choruje, gdy umysł go nie szanuje.


Największym marzeniem chorego jest się wyleczyć. To oczywiste.

Chcemy żeby to się wszystko jak najszybciej skończyło.

Robimy plany na to co będzie PO... kiedy zrzucimy z siebie ciężar bólu, smutku, osamotnienia. Wrócimy do STAREGO poprzedniego życia.

Traktujemy chorobę jako niechcianego gościa, który na chwilę zawitał w nasze progi i czekamy, aż jak najszybciej je opuści. Nie zastanawiamy się po co przyszedł, jak to nas wpływa, co chce nam dać do zrozumienia i jaka lekcja z tego płynie. Chcemy po prostu jak najszybciej się go pozbyć...

Jest tylko jeden problem. Jeśli jej nie zrozumiesz, będzie ciągle wracać. Aż zrozumiesz.

Tak, było z jedną z moich chorób. Pierwszy rzut choroby Stilla doprowadził mnie na intensywną terapię, z której zazwyczaj nie wychodzi się o własnych siłach, a wyjeżdża wprost do kostnicy. “Nie mamy tu za dużo sukcesów” tak, na moje podziękowanie za uratowanie życia, odpowiedziała lekarka z OIOMu. Powrót na salę, na której spędziłam tydzień w istnych torturach, było dla mnie nie lada wyzwaniem i zmierzeniem się ze świeżą, właściwie dopiero co powstałą, lecz kolejną traumą. Musiałam się przełamać i po tygodniach prób odbudowania spustoszeń do jakich doprowadziła moja wewnętrzna wojna domowa, zawitałam ponownie w jej progi.

Byłam cudem. Dla lekarzy i pielęgniarek. Dla siebie? Przeszkodą w osiągnięciu celu. Zachorowałam w okresie wypowiedzenia i za dwa tygodnie miałam pójść do nowej, wymarzonej i wyśnionej pracy.

Byłam wtedy absolutnie nieświadoma tego, co się właśnie w moim życiu wydarza.

Nie zdawałam sobie sprawy do czego doprowadziłam swoje ciało, jakie będą tego konsekwencje i jakim cudem było to, że jeszcze żyje. W tamtym czasie wydawało mi się, że wszystko jest po staremu, a ja mam tylko chwilową przerwę. Codziennie na obchodzie zachowywałam się jakbym była zdrowa i pytałam czy mogę już wyjść. Byłam w tym wyparciu tak dobra, że lekarz którego dnia powiedział do mnie: Pani wygląda jak na wakacjach.

Kiedy w końcu zaczęłam ponownie chodzić, na korytarzach personel witał mnie uśmiechem z nutą satysfakcji i poczucia sukcesu. Sukcesu, którego ja w ogóle nie czułam.

Co mnie tak naprawdę wtedy trzymało, popychało, motywowało? Zobowiązanie. Za kilka dni miałam iść do nowej pracy i wiecie co? Wierzyłam, że pójdę. Ostatecznie rekonwalescencja trwała 3 miesiące, a nowy pracodawca ze względu na okoliczności na mnie poczekał. Co mną kierowało w drodze do odzyskania sprawności? Poczucie wdzięczności, że na mnie zaczekał.

Kiedy zaczęłam nową pracę, byłam już bez włosów, w peruce i na mocnych sterydach. Tak rozpoczęłam nowe wyzwanie zawodowe. W stare schematy, przekonania i sposób traktowania swojego ciało weszłam jak w masło. Bardzo szybko wróciłam do poprzedniego sposobu myślenia, a po OIOMie pozostało tylko przypomnienie w telefonie: “Tabletka”.

Przez następny rok wypierałam zagrożenie nawrotu choroby. Myślałam tylko pozytywnie i nie dopuszczałam do siebie innego scenariusza. I wiecie co? Nie zadziałało. Może dlatego, że nie byłam autentyczna dla własnego ciała. Z jednej strony wierzyłam w niego i jego możliwości samouzdrowienia, a z drugiej, każdego dnia udowadniałam, że mi na nim nie zależy, że jego potrzebny są nieistotne, a jedyną jego rolą, jest się słuchać. W tamtym czasie ciało było moim narzędziem do realizowania tego, co w pracy wymyślił sobie umysł.


Nikogo, więc pewnie nie zdziwi, że po roku choroba wróciła. Moja prywatna druga wojna domowa. Całe szczęście, odpowiednio szybkie włączenie leczenia zadziałało jak środek nasenny i głupi jaś dla mojego wewnętrznego systemu obronnego, które kolejny raz, zamiast w mojej obronie, próbowało zwrócić się przeciwko mnie.

Tym razem jednak dało mi to do myślenia. Doszłam do granicy, gdy zobaczyłam, że w życiu zawodowym też walczę sama ze sobą. Rzuciłam pracę i dałam sobie czas na odbudowę wewnętrznego królestwa. Ten czas, którego wcześniej nie byłam w stanie sobie dać.

Czy na tym skończyła się historia moich chorób? Nie, dopiero zaczęła. Ale o tym innym razem…

Choroba autoimmunologiczna to nie wyrok, ale szansa na głęboką przemianę. Dzięki niej możemy lepiej zrozumieć siebie i swoje ciało. Choroby nauczyły mnie więcej niż moje toksyczne relacje (Moja historia w artykule: Kobieta kochająca za bardzo).
Pamiętaj, że nie jesteś sama w tej walce. Jeśli szukasz wsparcia i chcesz dowiedzieć się więcej o tym, jak zadbać o swoje zdrowie, zapraszam Cię na konsultację Moja podróż w głąb siebie lub do Dziennika z podróży w głąb siebie. Wraz z Tobą odnajdziemy Twoją wewnętrzną równowagę.

Chcesz poczytać więcej o chorobach autoimmunologicznych, toksycznych relacjach czy metodach samopoznania? Zajrzyj na mojego bloga, gdzie znajdziesz wiele praktycznych wskazówek i inspiracji.

Zainspiruj się historią innych kobiet i pobierz darmowego e-booka Przebudzenie - autorefleksje kobiet w drodze do siebie


Pamiętaj, Twoje zdrowie jest w Twoich rękach. Zadbaj o siebie!

Asystentka w drodze do siebie
Agnieszka Wolarek


Komentarze

Najpopularniejsze wpisy