Kiedy ratując innych, zatapiasz siebie
Tonący brzytwy się chwyta. Kiedy osoba tonie, w odruchu instynktu samozachowawczego na dno bierze ze sobą ratownika. Podobnie jest w relacjach międzyludzkich. Człowiek, który utonął w swoich problemach, może nieświadomie pociągnąć za sobą osobę, która próbuje mu pomóc. To jak walka o tlen, w której oboje mogą się udusić.
Od dziecka jestem ratownikiem. Swoje początki ratownictwa rozpoczęły się od próby ratowania własnych rodziców. Dziś wiem, że wcale tego nie potrzebowali jednak ta rola dawała mi poczucie przynależności do rodziny i odgrywania w niej ważnej roli. Wchodząc w rolę rodzica w stosunku do własnych rodziców odebrałam sobie możliwość bycia wewnętrznie dzieckiem i dziś pracuje nad tym, by odzyskać z nim kontakt.
Całe życie kogoś ratuje. Czuje przy tym wypalenie i frustracje.
Całe życie ktoś mnie próbuje ratować, choć wcale o to nie proszę. Czuje przy tym złość i niezrozumienie.
Czy tak naprawdę powinno być?
Ratowanie a ofiarowanie pomocy.
Czym się różni?
Ofiarujesz pomoc wtedy, gdy ktoś Cię o to prosi. Ratujesz bo sama dostrzegasz potrzebę ratowania. Jest różnica, gdy ktoś powie:
- Czuje się okropnie w małżeństwie. Dłużej tak nie mogę...
na co Ty
- Zostaw go! Tak nie powinno być. Zrób to i to i to i to....(Ratowanie)
a
- Rozumiem. Daj znać czy i jak mogę Ci pomóc.
Kiery ratujesz zwróć uwagę na swoje emocje.
Jest ogromna różnica w pomaganiu, gdy głównym jego motywem jest chęć zaspokojenia własnej wewnętrznej potrzeby bycia ważnym. No dobrze, ale możesz zapytać co w tym złego, że ja zaspokoję swoją potrzebę i przy okazji kogoś uratuje.
A jeśli ratując kogoś wcale go nie ratujesz? A jedynie zasilasz jego poczucie bycia ofiarą, doładowujesz go własną energią, by za chwilę mógł wrócić do swojego starego schematu? Bo bardzo często się tak właśnie dzieje. A Ty pozostaniesz z deficytem energetycznym, który będzie objawiał się wyczerpaniem, frustracją i utratą wiary, że warto pomagać?
Czy prawdziwe pomaganie powinno się wiązać z takimi odczuciami? Nie. Kiedy prawdziwie pomagasz wiąże się to zawsze z poczuciem satysfakcji, spokoju i sukcesu.
Jeśli po ofiarowaniu pomocy czujesz się odwrotnie to warto przyjrzeć się schematom, w które wchodzisz będąc ratownikiem.
Poczucie winy nie jest dobrym doradcą w ratowaniu.
Zdarzyło Ci się kiedykolwiek, że mimo, iż wydawało Ci się, że ktoś jest w potrzebie coś wewnątrz Ciebie mówiło: NIE pomagaj?
Zazwyczaj wtedy, na ten sygnał blokady pomocy płynący z ciała, Twój umysł uruchamiał tryb: poczucie winy, które stawał się głównym motywem w niesieniu pomocy.
W takiej sytuacji zachęcam do posłuchania ciała. To w ciele ukryta intuicja, podpowiada czy ta sytuacja rzeczywiście wymaga Twojej ingerencji i czy masz zasoby energetyczne na tą pomoc.
Kiedy mimo tych sygnałów posłuchasz umysłu, który będzie szeptał: "...ale co inni pomyślą, będziesz złym człowiekiem, pójdziesz do piekła... " wtedy jest duża szansa, że po tej pomocy będziesz wyczerpana i bardzo dużo czasu zajmie odbudowanie siebie i wiary, że warto pomagać. A poza tym (a może przede wszystkim)...
Nie każda sytuacja, w której wydaje Ci się, że powinnaś pomóc wymaga Twojej pomocy.
A jeśli chronisz kogoś przed czymś co przybliży go do celu? Czy wtedy czynisz dobry uczynek?
A jeśli Twój dobry uczynek upewni tą osobę, że jest ofiarą? I zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje życie, nadal będzie utwierdzać się, że to dobry schemat?
A może ta osoba musi upaść, bo dopiero wtedy będzie mogła wstać?
No dobrze, ale czy to znaczy, że nie powinno się nikogo ratować?
Tak.
Ratować możesz wtedy, gdy Twoją intencją nie jest ratowanie.
Wchodzenie w rolę ratownika tak naprawdę zaspokaja nasze wewnętrzne potrzeby bycia dostrzeżonym, docenionym, potrzebnym.
Bycie ratownikiem to wchodzenie w rolę rodzica. Rolę rodzica wobec innych dorosłych ludzi, którzy automatycznie w tej relacji z nami, wchodzą w rolę dziecka. To nie wspiera ani ich, ani docelowo nie pomaga nam.
Wchodząc w rolę rodzica wobec innych dorosłych ludzi nieświadomie gramy w grę.
Ta międzyludzka gra to pułapka. Pułapka, w którą ciągle wpadamy. W domu z partnerem, w pracy z szefem, w kościele z księdzem. My i inny ludzie, którzy naturalnie pragną być zaopiekowani. Ta gra kosztuje bardzo dużo, każdą ze stron. Całą masę energii, która niczemu dobremu nie służy. Zasila tylko stare schematy i przekonania. Blokuje przebudzenie i zmianę.
Jesteś typem ratownika? Ofiara może zostać Twoim wrogiem.
Paradoksalnie, osoba, którą ratujemy, może z czasem przekształcić się w naszego największego krytyka. Często zdarza się, że wdzięczność ustępuje miejscu poczuciu winy, które przeradza się w agresję. Ofiara, zamiast podjąć odpowiedzialność za swoje życie, może obwiniać swojego "ratownika" o to, że nie zrobił wystarczająco dużo. Taka odwrócona rola może prowadzić do toksycznej relacji, w której obie strony czują się sfrustrowane i niezrozumiane.
Czas zrozumieć, że ratowanie to:
- nie zawsze pomoc,
- próba brania odpowiedzialności za innych dorosłych ludzi,
- ogromny koszt energetyczny, który idzie w błoto bo często niczemu dobremu nie służy.
Pamiętajmy, że pomoc polega przede wszystkim na:
- dawaniu dobrego przykładu,
- wskazywaniu kierunku,
- odpowiedzi na czyjąś konkretną i sprecyzowaną prośbę, a nie domysłach i własnych założeniach,
- dawaniu świadectwa, że można inaczej.
To przede wszystkim w tym tkwi Twój wkład w ten świat. To buduje Twoją wartość, którego nie możesz stracić.
Czy aby na pewno? Czytaj w artykule Czy poczucie wartości można stracić?
Twoja Asystentka w drodze do siebie

.jpg)
.jpg)
Komentarze
Prześlij komentarz