Opowiadanie o ataku, agresji i toksycznej męskości




To było trudne doświadczenie. Kiedy czujesz, że czas się zatrzymał, a Ty nie masz kontroli nad niczym. Kiedy nie wiesz co robić, słyszysz tylko lament i krzyki, a w sobie jakiś rodzaj zamrożenia. A po wszystkim czujesz się nikim. Czujesz, że nic nie zrobiłaś. Oceniasz więc siebie jeszcze sobie dokładając cierpienia.

Odtwarzam ten scenariusz nie po raz pierwszy. Ja na spacerze z moim wyglądającym jak suczka psem na smyczy, na przeciwko zapatrzona w siebie para z wolno puszczonym młodym, czarnym, prężnym. I nagle kocioł, walka, krzyk i bezradność. I takie myśli, jak to tym razem się skończy. W końcu tyle historii wokół o smutnych zakończeniach.

Na szczęście nic się nie stało. Po chwili trwającej jak wieczność udało się nam rozejść.
 
-"Dobrze, tak powinno być!" - padło zza krzaków. Ten pokrętny rodzaj przyzwolenia na akt agresji na moją słabość, wydał z siebie pewien skamieniały w swych osądach stary dziad, który z boku się wszystkiemu przyglądał. Reprezentant toksycznej męskości. Na takim wzorze zbudowana jest nasza, własna, prywatna męska energia. Patriarchalna, destrukcyjna, szowinistyczna. To w jaki sposób traktuje kobiety odpowiada za to, jak my dziś traktujemy tą naszą słabą, kobiecą część siebie. I to nie jest miłość, a konflikt, wieczna walka i to ona odpowiedzialna jest za przyciągnięcie do naszego życia przemocowej męskości oraz pełne przyzwolenie jej na nadużywanie siebie. 

-"Przepraszam. Wszystko w porządku? Jak się Pani trzyma?" - padło nagle i wyrwało mnie z maratonu nienawiści. Czy to możliwe, że jest jeszcze nadzieja? Ja śnię czy przede mną stoi właśnie reprezentant odmiennego rodzaju męskości? Opiekuńczego, wspierającego, zrównoważonego, wrażliwego. I to właśnie ten człowiek, ojciec z dwójką małych przerażonych dzieci i psem na smyczy, podaje mi emocjonalną deskę ratunku na tym łez padole. 

Odchodzę w swoją stronę i w końcu coś we mnie pęka. Pełnia doznań, wściekłość, bezradność i poczucie, że jest nadzieja rozpuszcza we mnie lód, a ja zalewam się łzami. Ryczę jak bóbr, patrząc w oczy mojej ocalałej słabości. I już się nie oceniam. Bo moja słabość przetrwała, poradziła sobie świetnie, bez szkód.

Moja słabość jest silna, jednak jej siła jest czymś innym niż mnie uczono. Nie ma nic wspólnego z agresją, przemocą i walką. Ta siła sama się broni, w najrozważniejszy i najbezpieczniejszy sposób. Poza kontrolą ciała i tym co znam. Ta moc jest w jakimś sensie poza granicami znanej mnie. W końcu dostrzegam jej pełny obraz i czuję się przy niej bezpieczna. Bezpieczna przy swojej słabości. Jednak tylko wtedy, kiedy sama pozwalam jej na własne tempo zmian. Czekam aż będzie gotowa. Nie zmuszam, nie odzieram jej z godności, szanuję. Tym jest dziś dla mnie zdrowa męskość w sobie. 

Rozpuszczę tą swoją słabość w sobie jak małe dziecko. Tak długo była w ukryciu, tłamszona. 

Zabieram ją dziś na kawę i ciacho. Tak, jak lubi. Zasłużyła na nagrodę za wytrwałość.  

Asystentka w drodze do siebie
Agnieszka Wolarek

Tak wygląda moja podróż. Ty zacznij swoją już dziś z przygotowanym przeze mnie przewodnikiem. Kliknij na 📕LINK 📕i zanurz się we własnej podróży
agnieszkawolarek.pl


Komentarze

Najpopularniejsze wpisy